Bycie w niebycie

list do starego Wertera

Starość, prze-pana, jest ohydna. Zanim człowiek przeżuje świadomość, że wiek męski to wiek klęski, to już mu biologia przypomina o kompletnej ruinie jego młodzieńczych marzeń. Starość, sz-panie, to wiek przedagonalny, gdy zwapnienie mózgu połączone z tetryczeniem narzuca oceny świata hasłem: „ za naszych czasów było lepiej”.

I tak, panie Werter, nie dość, że but byt uwiera w odciski, to jeszcze na pańskiej drodze rosną kanalie dołujące sz-pana, jako gorszego patriotę. Nie pomoże tu staropolska mądrość wyrażająca się przysłowiem: jeśli pies obsika ci nogę, nie odwzajemniaj się tym samym.

Obsikana nogawka lodowacieje na mrozie chrzęszcząc jak kajdanki, plwocina przymarza do czoła...Nic to, że w gorszych warunkach, przy rechocie pijanych Wandali zabawiających się morderstwami, gwałtami, rabunkami i podpaleniami, św. Augustyn kreślił „Wyznania” marząc o Państwie  Bożym...Nic to, że  Goethe przed śmiercią doświadczał fałszywych uśmiechów dworskiej kamaryli...Każdy, kto nie miał szczęścia zginąć za młodu jak bohater pod Samossierą czy Termopilami, na starość musi czuć się niepotrzebnym odpadkiem. Przyjąć to prawidło losu trzeba z pokorą.

Obroną jest wewnętrzny arystokratyzm. Powiadaż, pan, że ktoś cię, panie Werter, uznaje za gorszego patriotę. Cóż, naturalna pycha wymaga przeglądania się w zwierciadle cudzych oczu. Ale czy każde lustro  oddaje dobrze nasz urok ? Jeśli ktoś uważa nas za gorszego, to przyjąć trzeba, że mierzy swoją wiarą. A jakbyś się pan poczuł, gdyby pan Winnicki uznał Ciebie za dobrego patriotę...Czy rzeczywiście chciałbyś być w oczach Winnickiego tak dobrym patriotą jak on ? Osobiście miałem w życiu wielu upadków, nie raz sięgnąłem błota, ale tak nisko – na poziom Winnickiego – jeszcze się nie stoczyłem i nie mam takiej ochoty. Jednym z podstawowych zasad logiki jest: jeśli coś ze znakiem minus ma o nas ujemne mniemanie, to nasza wartość plusuje.

Nawracać z zasady nikogo nie mam ochoty, przekonywać do swego stylu życia też nie chcę. Ale w ostatecznym rachunku lepiej mi się żyję, gdy stałem się świadomym konserwatywnym liberałem.  Cóż to znaczy ? Konserwatywny liberał jest konserwatywny w swoich poglądach i uczynkach, a liberalny wobec poglądów i uczynków innych osób. Konserwatywny...bo są wartości, instytucje, zasady, których jakość sprawdziło nie tylko  moje doświadczenie, lecz i doświadczenie wielu innych ludzi z tego i z przeszłych pokoleń. Człowiek jest słaby, nie zawsze jest w stanie przestrzegać przyjętych norm , musi mieć jednak odwagę sam przed sobą przyznać się do błędu, rozróżniać czyny złe i dobre. Liberalizm wypływa z tej świadomości słabości. Każdy ma prawo wyboru własnej drogi do szczęścia, nie wiem czy mój wybór jest najlepszy, nie mogę go innym narzucać. Ponieważ sam nie zawsze dotrzymuje przyjętych zasad, to powinien zdawać sobie sprawę ze słabości innych. To pycha, uznawana za jeden z najważniejszych grzechów, tworzy liberalnych konserwatystów: usprawiedliwiających swoje błędy, lecz z nawiązką  wymagających od innych i z rozkoszą ich piętnujących.

Drogi Werterze, żyjemy w czasach, gdy łatwo wpaść w pułapkę cudzej narracji. Wrzucają nam tematy podsuwając gotowe schematy odpowiedzi.  Tresują w nas umiejętność śpiewu chóralnego. Smoleńsk, in vitro, Radio Maryja, „Pokłosie”, marsz niepodległości, fundusz kościelny...W większości tych spraw odpowiedź ma charakter akcesu wspólnotowego: jesteś z nami, albo jesteś z nimi. Człowiek ulega, bo ulec musi. Po pierwsze dlatego, ze jest istotą stadna i psychicznie pewniej się czuje, gdy jego poglądy mieszczą się w jakimś „mainstream”. Po drugie, świadomy własnej niewiedzy, musi uznać czyjś autorytet. Po trzecie, kiedy raz się zrezygnuje z samotności, odkrywa się przyjemność śpiewania w chórze; mamy bowiem wygodną narracje i gotową odpowiedź na wszelkie pytania. Idąc w stadzie czujemy komfort marszu dobrą drogą, wierzymy w doprowadzenie na obfite pastwisko; godzimy się – w przypadku zbłądzenia – że owczarek przygoni nas do stada dobrotliwym gryźnięciem w tyłek. Bo cóż takie gryźnięcie, ważny by nigdy nie być już  samym...Werterze: gdy zaczynasz myśleć, co powiedzieć w sprawie „Pokłosia” i Nergala ( a w normalnych warunkach pewnie byś się nie zmusił, by oglądać jedno, albo słuchać drugie), to już jesteś w stadzie.

Na szczęście oboje jesteśmy w dobrej sytuacji. Jesteśmy pijakami słów i żarłokami książek. Sami sięgając do półki szukamy właściwej narracji; czytając kłócimy się z autorem szukając własnych odpowiedzi, gdy nam braknie wiedzy potrafimy nawet mimo kurzu i moli, odnaleźć własnych przewodników: autorytetów w danym temacie. Jako pijacy i żarłoki łączymy upór z nienasyceniem, konserwatyzm z poszukiwaniem nowości, potrafimy siedzieć na manowcach nie dając się zagonić na lepsze pastwiska. W każdej książce jest ziarenko czyjegoś doświadczenia; przywłaszczamy sobie dorobek tysięcy ludzi...I czym nas jest w stanie życie zaskoczyć, skoro wiemy, że już wszystko było. W różnych sceneriach, używając innych narzędzi, różnych form komunikacji, człowiek pozostaje człowiekiem, powielając postępowanie innych ludzi.

Książki mogą nas uratować przed uwiedzeniem w owcze stado. Werterze, najdroższy, traktuj je jako odtrutkę. 15 minut TVN – 1 godzina lektury, 1 artykuł w „Wyborczej” - jeden rozdział klasyki, 10 minut Radia Maryi – mocna jawa i Schopenhauer, na „Gazetę Polską” polecam czeskich pisarzy: Haszka, Hrabala, Skworeckiego...Czytaj, myśl i żyj. Zachowaj arystokratyczna dumę w obliczu agresji przekupek. Nie daj się pozbawić prawa wyboru własnej drogi poszukiwania szczęścia.

Pozdrawiam – Jarek Kapsa

cz.info.pl

{jcomments on}