Wolność także dla ONR

„Dałbym sobie rękę uciąć za to, żebyście się nawrócili, ale oddałbym drugą w waszej obronie, gdyby was miano prześladować za wiarę.” Hetman Jan Zamojski

„Nie ma wolności dla wrogów wolności. /.../ Wprowadźcie w życie ustawy, które wypleniają anarchię, zmiażdżcie partie chcące ujarzmić wolność, zahamujcie wszelką politykę na własną rękę; przeciwstawcie tyranom partię wszystkich Francuzów; sparaliżujcie nieład, którego oparciem i pomocą jest sprzeczność zasad; oddajcie pod sąd tego okrutnego wroga kraju, którego zbrodnie są pisane krwią ludu i wezwijcie lud do cnoty republikańskiej”. Louis Antoine Léon de Saint-Just

Wolność także dla ONR
Tolerancja różne ma oblicza i granice. Świadectwem tego przytoczone cytaty. Pierwszy, odnoszący się do sporów religijnych, dzielących w XVI w. tak Rzeczpospolitą jak i Europę, akcentuje pewien porządek wartości. Hetman ceniąc wyznawaną wiarę katolicką, gotów był do poświeceń by przekonać innych do swej religii; większą jednak wartością było dla niego, by nikt nikogo siłą nie nawracał. Drugim cytowanym jest „dzierżyński” Rewolucji Francuskiej pan Saint -Just, człowiek, który nim sam skończył na gilotynie, zdołał pozbawić życia tysiące swoich rodaków.

Jest to powtarzalny od wieków dylemat, czy, chroniąc wolność, mamy moralny obowiązek bronienia także „wrogów wolności”; czy też przeciwnie powinniśmy „zmiażdżyć partie chcące ujarzmić wolność”. Dylemat powracający wraz z wnioskiem by Prezydent Miasta Częstochowy (lub prokurator) doprowadził do likwidacji stowarzyszenia Obóz Narodowo-Radykalny.

Wniosek ten, sam w sobie, jest bezsensowny; świadczy nie tylko o nieznajomości prawa o stowarzyszeniach, ale i przekonaniu, że  polityk (prezydent miasta) może sobie użyć prawa „w słusznej sprawie” walki ze swoją polityczną konkurencją. Stety, czy niestety, prawo nie pozwala się łatwo nadużywać w celach politycznych. W przypadku nadzoru nad stowarzyszeniami prezydent nie może być politykiem, lecz bezstronnym urzędnikiem wykonującym zlecone mu zadanie administracyjne.

Sęk w tym, że w rozedrganym emocjonalnie pejzażu politycznym Polski, takie drobiazgi jak prawo, ulegają zatarciu. Śmieszne jest tylko, że w tym wypadku radna z PO powiela przekonanie Kornela Morawieckiego, że „dobro ludu stoi nad prawem”.

Nie jestem sympatykiem ONR, dzielą mniej od niego różnice równe odległości od Grenlandii do Australii, głębokie jak Rów Mariański. Ale wolność, w tym wolność stowarzyszenia, zgromadzenia i wypowiedzi, służyć musi wszystkim, bo tego wymaga szacunek dla godności każdego człowieka.

Przywoływany w przypadku ONR jest art 13 Konstytucji: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”. Zauważmy jednak, że sąd rejestrując stowarzyszenie ONR na podstawie przedstawionego statutu, nie dostrzegł kolizji z przytoczonym art 13 Konstytucji. Pozostawmy więc prawnikom interpretacje zapisów Konstytucji. Dla mnie miłym i przyjemnym byłoby wyrugowanie z Konstytucji podobnych artykułów, które zamiast cywilizować dezintegrują życie publiczne.

Zrzeszają się w różne stowarzyszenia ludzie połączeni wspólnymi poglądami. Jeżeli zakażemy im możliwości zrzeszania, a nawet zakażemy publicznego głoszenia wyznawanych poglądów, to nie oznacza, że owe poglądy czy ludzie znikną z powierzchni ziemi. Co jest bardziej niebezpiecznego dla życia zbiorowego: istnienie legalnego stowarzyszenia poddanego prawu, czy – po zakazie – zawiązanie nielegalnego spisku ? Spisku atrakcyjnego jak każdy „owoc zakazany”, unikającego wszelkiej kontroli nad prowadzonymi działaniami... Spiski są materią atrakcyjną dla służb specjalnych (mogą być argumentami za zwiększeniem etatów i środków na działania operacyjne), ale dla higieny życia zbiorowego są nieszczęściem, demoralizującym młodych ludzi. Spychanie „pod ziemię” ugrupowań skrajnych zawsze było działaniem przeciwskutecznym, osłabiającym organizm państwa. Przywrócenie cenzury, by uniemożliwić głoszenie „złych” poglądów  też dziś brzmi śmiesznie i żałośnie. Kościół próbował tworząc niegdyś indeksy ksiąg zakazanych; nie wyszło mu to nawet w arcykatolickich krajach. Czy dziś „antykościół” czyli „państwo laickie” może być skuteczniejsze? Nie rozśmieszajmy Pana Boga.

Kim my jesteśmy by orzekać, które poglądy są słuszne, a które powinny być zakazane? Człowiek, choć na to nie wygląda, uważa się za istotę rozumną; każdy ma jakieś poglądy na to i na tamto. Zazwyczaj ta rozmaitość jakoś się uciera; nieszczęściem jest tylko, jak się do władzy dorwie ktoś kto uważa, że ma 100% racji. Czy wśród tych poglądów są także takie szczególnie szkodliwe ? Pewnie są; wymienić można obawy przed szczepionkami, wiarę w „cudowne leki”, przekonanie, że pewne cechy intelektualne zależą od koloru skóry itp. Słuszna jednak jest zasada, nie karz za myśli lecz za uczynki. Wielu ludzi myśli, że najprostszą drogą do bogactwa jest kradzież, niektórzy fantazjują na temat obicia twarzy nielubianego szefa lub sąsiada; kara spotyka ich dopiero, gdy takowe marzenia zaczynają urzeczywistniać. Dotyczy to nie tylko myśli; mowa nienawiści jest czymś co nas stale otacza. Łagodzi to nielubiana „poprawność polityczna”; nie da się bowiem inaczej eliminować werbalnej nienawiści, niż przez narzucenie dobrych obyczajów. Prawo może i powinno chronić godność każdej osoby przed bezpośrednim atakiem werbalnym. Ale sankcja społeczna, oparta na akceptowanych obyczajach, może równie skutecznie ograniczać nieprecyzyjnie ukierunkowaną przemoc słowną. Jeśli ktoś głosi „wszyscy księża to pedofile”, „uważaj na Indianina, bo ci zje psa i zgwałci konia”, „muzułmanie lubią seks z kozami” itp.; to sankcją powinno być wykluczenie towarzyskie.

Artykuł 13 naszej Konstytucji odzwierciedla przesąd europejski, że istnieje jakieś zło absolutne, które może  „zarazić niewiniątka”. Z tych, czy innych względów, za takowe zło „absolutne” uznano nazizm, faszyzm i komunizm. Za dowód przyjęto doświadczenie historyczne: tolerowano Hitlera i do czego to doprowadziło. Cóż, dwadzieścia lat temu w Ruandzie pewnie nie tolerowano Hitlera a ludzie uważający się za Hutu wymordowali kilkaset tysięcy Tutsich, nie powołując się na faszyzm, nazizm czy komunizm... Trendy społeczne zmieniają się, a masowe zbrodnie pojawiają się w każdej epoce z różnych przyczyn. Jakie mam dziś logiczne podstawy, by podejrzewać faceta przedstawiającego się jako „faszysta”, że mnie zabije; pewnie takie same jak uznawać każdego deklarującego się jako „pacyfista” za aniołka. Takie przedsądy prowadzą do błędów; „pacyfista” może być przekonany o konieczności zabicia każdego „militarysty”, a faszysta swoją wolę skutecznie spętał lojalnością wobec prawa.

ONR nie stanowi dziś żadnego zagrożenia dla życia publicznego. Gdyby stowarzyszenie ubiegało się o władzę, poziom poparcia w demokratycznych wyborach byłby na poziomie statystycznego błędu. Przemarsze i manifestacje ONR to egzotyka, w ryzach utrzymać je może posterunkowy z dzielnicowego komisariatu. Wykrzykiwana w tych marszach mowa nienawiści, to też rodzaj egzotyki. Nie ma manifestacji wolnych od emocji, zawsze pojawiają się rażące, skrótowe hasła. Związkowcy krzyczą na pracodawców „złodzieje”, rządzących polityków obrzuca się nie tylko słowem, ale i pomidorami. Prawo nie akceptuje odpowiedzialności zbiorowej; jeśli ktoś wznosił okrzyk przekraczający tolerowany poziom ekspresji, to podobnie jak ten manifestujący za pomocą rzucenia kamieni, powinien być przez władze porządkowe zatrzymany i przez sąd ukarany. Nie czyńmy z jednej gromadki „czarnego luda”, tylko dlatego, że akurat pewnych poglądów nie lubimy.

Uznanie ONR za organizację szczególnie niebezpieczną to historyczna inscenizacja, odtwarzająca czasy lat 30-tych XX w., z hasłami „faszyzm nie przejdzie”. Ma to swój koloryt; ale w imię barwności nie warto zacierać historycznych faktów. Przy całej mojej rezerwie do programu przedwojennego ONR, nie on rodził realne zagrożenie dla wolności obywatelskich w II Rzeczpospolitej. To nie działacze  ONR-u budowali obozy koncentracyjne (np. w Berezie), ale w nich siedzieli. To nie działacze ONR kolaborowali z Niemcami w czasie II wojny światowej; ale byli przez Niemców mordowani. To nie ONR-u spadkobiercą była totalitarna PZPR. Istotne też jest inne doświadczenie. Radykalizacja młodzieży, sięganie przez nią po przemoc, nie było przed wojną cechą tylko ONR. Jednym z istotniejszych powodów erupcji przemocy było zablokowanie możliwości demokratycznej wymiany elit rządzących. Gdy rządu, który zdobył władzę przemocą, nie dało się obalić kartką wyborczą, narzędziem polityki stała się pałka i pistolet. Odbierając dziś prawo legalnej działalności ugrupowaniom „skrajnym” sami prowokujemy wzrost przemocy.

Żyj i pozwól żyć innym; to jest dla mnie podstawa ładu publicznego. Chciałbym by wszyscy żyli zgodnie z tą zasadą; ale nikt nikogo nie powinien do tego zmuszać. Polityka współczesna to gra na emocjach; krucjata przeciw ONR-owi, tak jak i marsze ONR, to rodzaj teatru znakującego „naszych” i „wrogów”. Teatru zniekształcającego rzeczywistość, unikającego konfrontacji z rzeczywistymi problemami. Jest w tym spektaklu element samobójczy. Jeśli bowiem dziś, naciskiem grupowym, doprowadzi się do likwidacji ONR; to jaka jest gwarancja, że jutro w podobny sposób nie będą likwidowane inne stowarzyszenia czy partie. Nie istnieją już instytucje skutecznie chroniące zapisanych w Konstytucji wolności. Artykuł 13 może się okazać elastyczną pałką do bicia nie tylko „faszystów”, ale i „lewaków”, „liberałów”, „ekologów”. W Jałcie pan Stalin zdefiniował ogranicznik „wolnych wyborów”. W przeprowadzonych po wojnie w Polsce wyborach mogły uczestniczyć wszystkie demokratyczne organizację, za wyłączeniem faszystów. W 1946 r gdy doszło do wyborów 90% Polaków uznano za „faszystów”, odbierając im prawo wyboru. Diabeł zaciera rączki (lub kopytka) , gdy dobrzy ludzie chcąc eliminować zło, odbierają wolność tym, których uznają za złych ludzi. Tak bowiem rodzi się każdy totalitaryzm.

Nie zgadzam się i nie akceptuję programu ONR, dałbym wiele by młodzież z tego stowarzyszenia przyjęła moją zasadę „żyj i pozwól żyć innym”. Ale właśnie w imię tej zasady oddałbym o wiele więcej w obronie ich prawa życia tak jak chcą.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa