Nie tylko Elanex

Błądząc po Częstochowie trafiamy w miejsca opiewane słowami Kiplinga: „gdzie jest dobrem każde zło, gdzie przykazań brak dziesięciu i pić można aż po dno”.

Złe adresy; mieszkać tu to godzić się z wykluczeniem. W przestrzeni miejskiej nie ma równości; inny gatunek ludzki mieszka w odgrodzonych od pospólstwa w enklawach apartamentowców przy Alei Brzozowej; inny przy ul. Małej.

W dyskusji społecznej, towarzyszącej przedstawionemu projektowi połączenia ul. 1 Maja z ul. Krakowską, temat złych adresów nie istnieje. Może dlatego, że we wszystkich dzielnicach

W strasznych mieszkaniach
strasznie mieszkają straszni mieszczanie /.../
Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko wantom. /.../
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie:
Że domy... że Stasiek... że koń... że drzewo... (J. Tuwim „Straszni mieszkanie”).

Widzimy projekt drogi; drogi pewnie ładnej, oświetlonej i równej. Częstochowa potrzebuje nowych, ładnych, równych dróg; więc wizja ta cieszy. Ze względu na różne względy trzeba wyburzyć trochę zabytków; trudno postęp ma swoją cenę. I tak wszystko widzimy oddzielnie. Projektant (być może nawet kiedyś widział Częstochowę), ma mapę, na niej rysuje kreski, wszystko zgodnie ze sztuką i rozporządzeniem w sprawie warunków budowy dróg publicznych. Konserwator zabytków próbuje udowodnić, że część dawnej fabryki „Elanex” godna jest ochrony. Właściciela „Elanex”-u nie ma; jest likwidator zainteresowany by dochody z porzuconych nieruchomości wystarczyły mu na wypłacanie pensji do czasu przejścia na emeryturę. Są jeszcze mieszkańcy i ich reprezentanci. Chcą mieć drogę, bo miasto potrzebuje nowych dróg. Chcieli by także by rozpadające się ruiny zmieniły się w łódzką Manufakturę, bo to też ładne. „Patrzą na prawo, patrzą na lewo; a patrząc – widzą wszystko oddzielnie...”

Tych, którzy chcą nowej drogi, nawet kosztem zubożenia lokalnego dziedzictwa kulturowego, nazywają technokratami, pragmatykami, w odróżnieniu od idealistycznych romantyków, obrońców starych ruin. Nowa droga to postęp, a postępu nie da się zatrzymać. Przebieg, taki a nie inny, jest ekonomicznie uzasadniony niższymi kosztami. Racjonalizm też jest religią, więc tego typu technokratyczne tezy przyjmuje się na wiarę, podobnie jak uznanie, że dyplom Politechniki czyni z profana specjalistę. Tyle, że ten specjalista ma wiedzę ograniczoną do budowy drogi; nie musi nic wiedzieć (specjalizacja czyli świadome samoograniczenie uważane jest za cnotę) na temat budowy miasta.

Może więc przed decyzją o zleceniu projektu drogi wypadałoby zadać pytanie: jaki problem chcemy w ten sposób rozwiązywać... Każda relacja między ludźmi rodzić może problemem; miasto to suma tysięcy problemów, wypada najważniejsze zidentyfikować i wyznaczyć harmonogram ich rozwiązywania. Więc jaki problem rozwiąże droga wiaduktem ponad torami od ul. 1Maja do ul. Krakowskiej ? Problem komunikacyjny? Ale czyj konkretnie, kto czuł się niekomfortowo poprzez brak takowego połączenia ? Zadając takie dziecinne, naiwne pytania, dojdziemy do odpowiedzi: rozwiązujemy problem dojazdu zmotoryzowanych z południowo-zachodnich dzielnic Częstochowy do Galerii Jurajskiej. Nie mówmy więc ogólników o służącym wszystkim postępie, ale o konkrecie. Czy mieszkańcy Trzech Wieszczów, Wrzosowiaka i Błeszna nie powinni mieć możliwości szybszego dotarcia na zakupy ? Pewnie tak. Czy możemy poprawę warunków bytowania pewnej grupy ludzi uznać za dobro ogółu? Zazwyczaj tak robimy, chyba, że owo dobro równoważone jest stratą równie dużej grupy mieszkańców.

Pomiędzy torami a ul. Krakowską są „złe adresy”. Są ulice: Ogrodowa, Przechodnia, Mokra, Mała, Stawowa. Mieszkający pod „złymi adresami” są targetem MOPS-u, nie Galerii Jurajskiej. Przyjęto dla nich miejski program rewitalizacji. W największym skrócie polega on na obudowaniu ich instytucjami i działaniami zwiększającymi uzależnienie od pomocy społecznej. Nie obrażając nikogo: Indian też zamykano w rezerwatach i dostarczano im żywności, by nie musieli kraść krów białym farmerom. Projektant programu rewitalizacji myślał o rewitalizacji, projektant drogi o drodze; połączenie jednego z drugim było zbyt skomplikowane. Droga do ul. Krakowskiej ma przecinać obszar „złych adresów”, tak jak autostrada przecina Mazowsze. Może wstawi się banery reklamowe, by kierowcy nie psuli sobie humoru obserwując z okien bieda-domy przy Małej i Stawowej.

Pomiędzy torami a ul. Krakowską jest także Elanex. Nie lubię tej nazwy, powojenna fabryka Elanex zniszczyła wartościowy układ urbanistyczny dawnej przędzalni Mottego i jego francuskich wspólników. Przez to dziś nie bardzo wiemy, co chronić i po co... Projektanci domów dziś są podobnie jak projektanci dróg specjalistami. Mają dyplomy, widzą z jakich materiałów trzeba budować ściany nośne, by całość się nie zawaliła. Zespołu fabryki Mottego, na szczęście nie budował specjalista od budowy domów, lecz architekt wychowany w duchu XIX w. Na podmokłym, niezabudowanym obszarze, w pobliżu węzła rzek, warszawski architekt Edward Lilpop stworzył całościową wizję. Dziś przemysłowa architektura kojarzy się z funkcjonalną prostotą, bryłami z betonu, stali, szkła. Wtedy idea kapitalizmu musiała być oddana symbolami w przestrzeni. Lilpop nakreślił kształt rycerskiego folwarku; zamkiem były czerwone ściany fabryki, z przypominającymi baszty obronne kominami. W otoczeniu fabryki osiedle mieszkaniowe dla kadry i „czworaki”(czynszówki) dla robotników. Willa dyrektorska z symbolicznym odniesieniem do epoki handlu i bankowości: renesansu; willa Jeana Motte – nawiązanie do francuskiego gotyków zamków nad Loarą. Całość otoczona i zatopiona w zieleni; park krajobrazowy łączył zespół Mottego z sąsiednią fabryką „Częstochowianką”, ulokowaną po drugiej stronie Stradomki. To jest ten stary kształt zespołu urbanistycznego; kształt, który dziś z trudem odczytujemy bawiąc się w archeologów, odnajdując w tym zniszczonym obszarze ślady cywilizacji. Zabytki cenimy nie dlatego, że są stare, lecz przede wszystkim, bo mogą przekazać nam czym jest dobra architektura. Wkurzające dziś określenie: wiemy dziś co znaczy koszt i co znaczy blichtr, znamy wartość funkcjonalności i wartość „pokazuchy”; ale nie wiemy czym się różni dobra architektura od złej. Tak jak nie wiemy jak odróżnić lichy obraz od arcydzieła malarstwa, ramotę od dobrej książki, „łupu-cupu” od muzyki. W szkole pan od WF-u, prowadzący dodatkowo „rysunki” nas tego nie nauczy...

Pozostaje nadzieja, że Czytelnik uwierzy mi na słowo: mamy tu, w tym zespole fabryki Mottego resztki wzorca dobrego rozwiązania przestrzennego; warto go stopniowo odtwarzać, rewitalizować, upowszechniać na sąsiedztwo. Jest to punkt odbicia, który może w przyszłości zmienić tutejsze „złe adresy” w lepsze miejsce.

Spór o przebieg drogi od ul. 1 Maja do ul. Krakowskiej nie ma sensu, póki nie odpowiemy sobie na pytanie: jak widzimy przyszłość Elanexu, ul. Ogrodowej, Małej, Stawowej. Można to zrobić prosto, technokratycznie: wykreślić linie i wyburzyć to co po drodze. Będzie droga, a ruiny po sąsiedzku zasłoni się ekranami lub banerami. Można jednak, nie tracąc rozwiązania podstawowego (ułatwienia dojazdu samochodem z dzielnicy Trzech Wieszczów do Galerii Jurajskiej) szukać rozwiązań także innych problemów.

Cóż by się stało, gdyby budowę połączenia ograniczyć do budowy wiaduktu od ul. Maja do ul. Ogrodowej. Dalsze połączenie biegłoby w dwóch kierunkach: ul. Ogrodową i ul. Małą. Niewątpliwie obie ulice należałoby wyremontować; być może remont wpłynąłby stymulująco na właścicieli domów przy tych ulicach. Przy takim rozwiązaniu czas dojazdu z ul. 1 Maja do Galerii Jurajskiej wydłużyłby się być może o 5 minut, nie obniżając szczególnie komfortu dojeżdżających. Oczywiście w takim wariancie niedozwolony były tu ruch ciężki, a prędkość ruchu ograniczona byłaby do 50 km/godz. Ale ciężarówki i amatorzy szybkiego ruchu mogą i tak dojechać do Galerii trasą DK-1. Wsadzanie nowych autostrad w ciasno zabudowaną dzielnicę nie jest ani racjonalne, ani bezpieczne. Zamiast nowej autostrady lepiej inwestować w poprawę istniejącego między torami a ul. Krakowską układu ulic, tak by znieść widoczne i niewidoczne granice oddzielające „rezerwat Indian” od świata „białych ludzi”. Zerwijmy z kastowością myślenia: budowaniem dla bogatych dogodnego dojazdu do świątyni handlu; a dla biednych  - nowych przytulisk i centrów uzależniającej pomocy.

Istotą takie rozwiązania byłoby nienaruszanie zespołu urbanistycznego fabryki Motte i jej bezpośredniego otoczenia. Wiem, że pan likwidator czeka z niecierpliwością na wypłatę odszkodowania za wyburzenia pod drogę. Za te pieniądze może sobie spokojnie likwidować przez kolejne lata. Ale dajmy temu obszarowi szansę, by mógł być całościowo urządzony. Może to być atrakcyjny zespół mieszkaniowo-usługowy z zielonym, rekreacyjnym zapleczem ( stadion, korty, park); miejsce wymarzone jako lokum dla młodych małżeństw z dziećmi czy seniorów ceniących spokój. Dajmy szansę, by tak się kiedyś stało. Droga zbudowana dziś zdefiniuje obszar, narzuci niekoniecznie dobre dla niego rozwiązania. Układ komunikacyjny powinien wynikać z całościowego projektu zagospodarowania tego miejsca, a nie odwrotnie.

Nie spieszmy się by burzyć, pod hasłem „nowe wygrywa ze starym”. Pomyślmy nie tylko: jak budować drogę, ale jak budować miasto. W końcu nawet Częstochowa warta jest tego, by poświecić jej odrobinę wysiłku umysłowego.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa