Europa - wrogie państwo opiekuńcze

Zgodnie z naszą tradycją, pańską-ułańską: koniom damy siana a kobietom kwiaty. Zgodnie z naszą tradycją pańska-ułańską, nie damy sobie w kaszę dmuchnąć, gdy trzeba pięścią w stół pieprzniemy. By my Polacy, wolność kochamy, nas nie będą pouczać, nami rządzić. I nikt szantażem nie zmusi nas do solidarności.

Solidarność, słowo w rękach magika; nie wiadomo już (bo lepiej nie przypominać), kto i dlaczego podniósł je na sztandary. Słowo przywłaszczone przez związek zawodowe, nadużywane przez tzw. „obóz patriotyczny”; obchodzone świątecznie i rocznicowo, lecz lekceważone i pogardzane na co dzień.

Weszliśmy do Unii Europejskiej cwanie posługując się tym słowem; gramy zapomnianą tradycją by czerpać kasę z kieszeni Niemca, Szweda czy Francuza; bo w imię „mitycznych racji historycznych” nam się należy.  Ponieważ uważamy się za  posiadaczy „solidarności”, wara tym, którzy dochodzą, czy tych darowanych euro nie zmarnujemy. Naszą wolnością jest oskubanie bogatszych państw i wydanie ich pieniędzy na nasze zachcianki: przekopanie Mierzei Wiślanej, wycięcie Puszczy Białowieskiej, wybudowanie montowni samochodów elektrycznych, podtrzymywanie bytu kopalni węgla; a przede wszystkim w imię chrześcijańskiego „ordo caritas” zadbanie o własną rodzinę, przyjaciół, kolegów partyjnych. Wy, Europo, macie dawać pieniądze; od nas nie oczekujcie nawet słowa dziękuję.

Krystalizuje się to w żałosny obraz tzw „silnej Pani Premier” o gestach nadętej przekupki, wrzeszczącej z całym przekonaniem: żadnej solidarności. I do wrzasku się nie ograniczającej.

Na granicy, po białoruskiej stronie, na dworcu kolejowym wegetują rodziny czeczeńskie. Jeszcze kilkanaście  lat temu modnym było zagrzewać Czeczenów do walki o wolność z dyktaturą Putina. Pamiątką po tym jest warszawskie Rondo Dudajewa. Biedny naród przegrał swoją walkę; rządzący kaukaskim krajem bandyta tłumi społeczne marzenia mordując, torturując, grabiąc własność, gwałcąc. Nasz, bardzo „bojowy” (bo bojący się wszystkich) Minister Spraw Wewnętrznych, z miedzianym czołem paple publicznie: tam, u Kadyrowa, nie ma tortur, nie ma morderstw, nie ma gwałtów, Czeczeńcy nie mają powodu by opuszczać raj ojczysty; więc my ich absolutnie nie wpuścimy do Polski. Niech, jak chce, dba o nich białoruski dyktator. Dyktator ? O, przepraszam, nowy, dobry partner polskiego rządu. Kiedyś, bardzo dawno temu, ojciec wicepremiera wypełniał treścią przesłanie solidarności z narodami więzionymi przez ZSRR. Dziś młody Morawiecki pije wódkę z Łukaszenką i planuje interesy by wspólnie korzystać z niewolniczej pracy Białorusinów.

Mimo gotowości wielu społeczników i apeli hierarchów Kościoła nie jest możliwe nawet stworzenie „korytarzy humanitarnych” i leczenie chorych i rannych dzieci z Aleppo. Bo zdaniem MSZ te dzieci, to urodzeni terroryści, bo zdaniem Prezesa Partii Rządzącej te dzieci przyniosą nam groźne dla zdrowia zarazki.

Wypłowiały sztandary Solidarności. Pod nimi, w barwach biało-czerwonych, stoją tchórze i kanalie. Egoizm nazwany jest cnotą realizacji interesu narodowego.

„Nie bedziem solidarni” - wyartykułowała pani Premier przesłanie Prezesa do narodów Europy i świata. Promiennym uśmiechem zaakceptował to pan Prezydent. W dół poszedł prykaz „goń obcych, spasaj Rodinu”; słowiańskie serca rozgrzały się swojskim putynizmem. Wszak to nasza tradycja: mojego nie rusz, swojego popieraj, obcego ubij. Inna tradycja to mit, wmawianie sobie przez chłopski naród szlacheckich korzeni.

Profesor Wilczyński zdiagnozował w naszym społeczeństwie zjawisko traktowania przez większość obywateli swojego państwa, jako wrogiego państwa opiekuńczego. Uważamy, że państwo jest wrogiem, rządzą „oni”, którzy oszukują nas na każdym kroku, kierują się tylko własnym interesem. Demokracja nie działa, bo wszyscy politycy kradną i oszukują. Tylko frajer robi więc coś dla państwa. Jednocześnie to wrogie państwa ma nas utrzymywać. Ma dawać na dzieci, na utrzymanie starszych, na utrzymanie młodszych, na utrzymanie nawet tych leniwych, którym się nie chce pracować na siebie. Ma nas leczyć i uczyć, zapewnić dobre drogi i tanie wczasy, dać mieszkanie i zasiłek na jego utrzymywanie, dać prace zgodna z naszymi aspiracjami i płacić za nią jak Niemcowi. Rodzi się niepisana umowa społeczna: my ich wybieramy, oni nam za to płacą.

W życiu prywatnym osobę udającą miłość za pieniądze nazywamy „k...ą”, lub łagodniej prostytutką. W życiu publicznym udających za pieniądze miłość do Polski nazywamy „patriotami”. We wrogim państwie opiekuńczym dysonans moralny nie występuje.

Wrogie państwo opiekuńcze to przeniesienie do życia publicznego tradycji pańszczyźnianego chłopa. A przypomnijmy tu, że mitem jest zniesienie pańszczyzny w XIX w; ona wróciła i funkcjonowała w realnym socjalizmie: w hutach, PGR-ach, kopalniach, spółdzielniach pracy, w całym tym socjalistycznym rynku pracy. Pan miał dawać, co się należy; niewolnik do tego sobie dorobił kradzieżą i oszustwem. Teraz Pana zastąpiło Państwo; chłop poddany stał się obywatelem. Ale przecież nawet ksiądz nie uzna za grzech, jak się Państwo oszuka na podatkach, jak się coś państwowego skubnie, zniszczy czy zaniedba.

Nie wnieśliśmy do Europy solidarności, bo jej już nie mieliśmy. Weszliśmy z naszą mentalnością chłopów pańszczyźnianych oczekując co nam nowy Pan da. Gotowi jesteśmy w zamian pogwarzyć „europejska nowomową”, pośpiewać , potańczyć, udać cywilizowanych. Ale jak niewolnicy panów, tak i my tą biurokrację europejska darzyć będziemy szczerą, chłopską nienawiścią, ciesząc się, gdy uda się ich zrobić w trąbę. Taki jest nasz świat, innego nie znamy. Dlatego bijemy brawo pani Premier, gdy bierze „dutki” i – mimo to - odważnie mówi: „nie bedziem solidarni”.

Nie owijajmy w bawełnę, tego co nie da się ukryć. Nie nadużywajmy słów kryjących nasz egoizm. Jest mitem, nieprawdą historyczną przypisywanie Polakom „umiłowania wolności”. Europę budowali nie tylko wolni szlachcice, ale i wolni mieszczanie i wolni chłopi. Zwłaszcza kraje skandynawskie i bałtyckie są przykładem siły mentalnej wolnych chłopów. Wolnych, a więc posiadających swoja własność i niezależnych od kaprysów rządzącej arystokracji czy biurokracji. Chłop pańszczyźniany i wolny chłop to dwa różne gatunki. Mieszanie ich to jakby utożsamienie Witosa z Gomułką, bo obaj przecież ze wsi. Cechą człowieka wolnego jest odpowiedzialność: za siebie, za rodzinę, za otoczenie. Niewolnik ową odpowiedzialność scedował na pana. Oceńmy sami po sobie: czy jesteśmy dziedzicami chłopów wolnych, czy pańszczyźnianych; epigonami Witosa czy Gomułki.

Więc czy my, jako społeczność rzeczywiście „miłujemy wolność”, czy unosimy odpowiedzialność za swoje państwo, czy potrafimy jak wolni chłopi nieść w potrzebie pomoc nawet nielubianym sąsiadom, w imię podstawowej ludzkiej solidarności...Czy też jak niewolnicy szczerzymy zęby ciesząc się z cudzego nieszczęścia?

Być może mamy taką panią Premier, takiego Prezydenta, takiego Prezesa na jakiego zasłużyliśmy. Mechanizm demokracji jest bezlitosnym lustrem. Być może te wyrażane wrzaskiem kompleksy tchórzów i kanalii są głosem polskiej społeczności. Przyjąć to trzeba z pokorą, jak werdykt sadu czy diagnozę lekarza. I czas się zacząć leczyć, czas dojrzewać do odpowiedzialnej wolności.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa