Agresor i ruski węgiel

Jest akt agresji – wejście rosyjskich wojsk na terytorium tzw. „państw” Republiki Ługańskiej i Donieckiej, formalnie będących częścią Ukrainy. Jest „zdecydowana” reakcja rządu polskiego, wyrażająca się w słowach, słowach, słowach... I są „małe interesy”, „business as usual”, bo żyć jakoś trzeba.

Pan Władysław Kosiniak-Kamysz zaproponował, w obliczu agresji, wprowadzenie embarga na wwóz rosyjskiego węgla. Słowa przemilczano. Na zwołanym w trybie nadzwyczajnym posiedzeniu prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa o tej propozycji nie wspomniano. Indagowany wiceprezes do spraw bezpieczeństwa, pan J. Kaczyński, bąknął, że w zasadzie, tak i owszem, ale z wolna i ostrożna, by nasza gospodarka nie tąpnęła.

Premier p. Morawiecki, milcząc o węglu, wezwał do zablokowania Nord Stream 2, wychodząc z założenia, że najlepsze sankcje to takie, które bolą Niemców. Oni niech cierpią za Ukrainę, my nadal finansować będziemy rosyjskie czołgi płacąc rocznie 1 bilion zł za gaz, ropę i węgiel.

Kwestia rosyjskiego węgla jest dość drażliwa, górnicze związku zawodowe wyją wściekle na ten temat. Słowna gloryfikacja „polskiego złota”, śpiewy premiera na Barbórce, zaklęcia prezydenta wygłaszane w Katowicach, liczb nie zmieniają. W 2014 r. za czasów PO import węgla z Rosji wynosił 6,5 mln ton, w 2017 r. wzrósł do 8,6 mln, w 2018 r. wyniósł 13 mln, w 2019 – 10,8 mln, w 2020 r. 9,4 mln. W czasach rządu PiS, w okresie 2015-2020, sprowadziliśmy z Rosji 36 mln ton węgla; jednocześnie wydobycie węgla krajowego spadło z 170 mln ton, do 140 mln. Polska węglem stoi, tylko, że nie naszym. W 2020 r. importowaliśmy ogółem 12,8 mln ton, płacąc za to 4,1 mld zł., w tym rosyjskiego węgla – 9,4 mln ton – stanowił ok 75% ogółu importu.

Nie byliśmy jedynym krajem europejskim uzależnionym od rosyjskiego węgla, w pandemicznym roku 2020 r. do krajów UE sprowadzono z Rosji 27,8 mln ton. W żadnym jednak kraju europejskim nie występuje tak silne, jak w Polsce, uzależnienie od rosyjskiego surowca. W roku „pandemicznym” 2020 r. niski popyt na węgiel spowodował spadek cen na giełdach światowych do 100 dol/t; w 2021 r. odbicie gospodarcze wywołało skokowy wzrost cen, do blisko 200 dol/t w listopadzie 2021. Obecnie ceny ustabilizowały się na poziomie 150 dol/t. Do tej ceny dodać należy opłaty za emisję CO 2; energetyka oparta na węglu staje się zbyt droga dla większości państw europejskich.

W Polsce łatwiej wywiesić baner, obciążający unijną politykę klimatyczną za ceny energii, niż przyznać się do własnej, złej strategii. Łatwiej Niemcom wytykać uzależnienie od rosyjskiego gazu, niż przyznać, że to nas uzależniono od rosyjskich surowców: gazu, ropy i węgla; bo na tym najlepszy biznes robi Orlen, PGNiG, PGE, Tauron i inne państwowe kolosy. To Rosjanie fundują Obajtkowi możliwość kupna kolejnego pałacyku. Business as usual – jest u nas porozumieniem oligarchów ponad granicami.

W początkach 2020 r., pod naciskiem górniczych związków zawodowych minister Sasin zadeklarował, że Spółki Skarbu Państwa (te pisane z dużej litery kolosy) nie będą kupowały rosyjskiego węgla. Skutki deklaracji widoczne były w 2021 r.; sprowadzono 7,6 mln ton, w tym 60% na potrzeby gospodarstw domowych, 23% dla koksowni, 12 % dla ciepłowni zawodowych. Ciepłownie miejskie i koksownie nie mieszczą się widać w „sasinowym” rozumieniu Spółek Skarbu Państwa. Efekty „sasinowego” embarga ograniczono dodatkowo, przez utrudnienie zaopatrzenia gospodarstw domowych węglem z polskich kopalń. Wzrost wwozu węgla z Rosji tłumaczono ograniczonymi możliwościami wydobycia w naszych kopalniach; niedawno prezes PGE otwarcie zagroził, że w przypadku mroźnej zimy zmuszony będzie dokupić węgla z zagranicy, bo polskie kopalnie nie gwarantują dostaw. Bez odpowiedzi pozostawić można pytanie, co zrobił ten prezes, minister Sasin i rząd Morawieckiego, by zmniejszyć zależność polskiej energetyki od węgla.

Business as usual; rosyjskie spółki dostarczają węgiel dobrej jakości, w cenach niższych od notowanych na giełdach światowych. Niższe ceny oferowała Australia, ale zniechęca wysoki koszt transportu. Państwo rosyjskie świadomie stosuje dumping, dotując transport węgla swoimi kolejami. Tani jest także transport barkami z Kaliningradu, dlatego Rosjanie z utęsknieniem czekają na zakończenie „wielkiej inwestycji pana Kaczyńskiego” i uczynienie z Elbląga portu węglowego.

Wstydliwym tematem jest import węgla z kopalni Donbasu. Na zadane przez posłanki Lewicy pytanie w tej sprawie, minister Dworczyk odpowiadał długo i mętnie. Faktem jest, że w kopalniach Donbasu wydobywa się jakościowo najlepszy węgiel, antracyt, cechujący się wysoką kalorycznością. W Polsce pokłady tego gatunku węgla występowały pod Wałbrzychem i zostały już wyczerpane. Faktem jest, że po ogłoszeniu „suwerenności” w Donbasie uzbrojone w kałasznikowy bandy przejęły kopalnie i wymusiły eksploatacje. Dalej to czysty biznes: koszt wydobycia, w 2019 r., wynosił 22 dol/tona – decydowały o tym niskie prace górników i brak inwestycji w poprawę bezpieczeństwa. Wydobyty węgiel szmuglowano głównie na obszar Ukrainy, gdzie część zakładów energetycznych przystosowana była do korzystania wyłącznie z antracytu. Ok 6 mln ton przemycano do Rosji, tam zmieniano „nalepki” informujące o pochodzeniu i, jako rosyjski, antracyt trafiał do krajów Europy.

Według informacji służb ukraińskich ok 3 mln ton, wysyłano przez port w Rostowie do Turcji, ok 1 mln ton do Rumunii, 800 tys ton do Belgii. Do Polski kolejami rosyjskimi wędrowało 333 tys. ton. Po przekroczeniu granicy tona antracytu kosztowała w 2019 r. 150 dolarów. Zatem odliczając koszt wydobycia, transportu, przepakowania i łapówek, mafia donbasko-rosyjska tylko w 2019 r. zarobiła na tym ok 600 mln dolarów.

Ten proceder w naszym kraju prowadzono jawnie, licząc słusznie, na pobłażliwość służb specjalnych i administracji rządowej. W Katowicach „baron węglowy” z Donbasu pan Oleksander Melnyczuk (oficjalnie wiceminister przemysłu w rządzie republiki Ługańskiej) miał spółkę Doncoaltrade, jedną z większego „łańcuszka” firm zarejestrowanych w Rosji, na Ukrainie, na Cyprze, Malcie itd. Działał skutecznie do 2018 r., korzystając z transportu linią kolejową, „szerokotorową” do portu w Maczkach; lokal zajmując po sąsiedzku z Urzędem Wojewódzkim i oddziałem ABW. Likwidację Doncoaltrade wymusiła dopiero administracja amerykańska; w 2017 r. Stany Zjednoczone nałożyły ścisłe embargo na handel z „republikami” Donbasu, w styczniu 2018 r. temat funkcjonowania katowickiej spółki był przedmiotem rozmowy w Warszawie Sekretarza Stanu w administracji prezydenta Trumpa – Rexa Tillersona – z premierem Morawieckim. Dopiero po tej rozmowie doszło do likwidacji spółki. Czy to oznacza zaprzestanie wwozu donbaskiego antracytu? Biznes jest za dobry, by miał się kończyć. Kto by sprawdzał pochodzenie rosyjskiego węgla docierającego przez nasze granice?

Business as usual; zwrócić tu także należy uwagę na temat rozmowy naszego, „najbliższego sojusznika i przyjaciela” pana Wiktora Orbana, premiera Węgier, z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Spotkanie w Moskwie miało miejsce 1 lutego b.r., w czasie, gdy dyplomaci państw unijnych wszelkimi sposobami próbowali odwodzić Putina od agresywnych zamiarów. Orban nie poruszał problemu Ukrainy, a raczej nie robił tego wprost; rozmawiał o biznesie. Wśród tematów była przyszłość terminalu kolejowego w małej wiosce Fenyeslitke. W czerwcu zeszłego roku zakończono tam budowę jednego z największych i najnowocześniejszych portów kolejowych w środkowej Europie; inwestycja kosztowała 61 mln euro. Port miał być ogniwem „jedwabnego szlaku” umożliwiającego transport towarów z Chin do Europy.

O podobne miejsce na „jedwabnym szlaku” starała się od lat Polska, inwestując w tworzenie terminalu w Łodzi i modernizując „suchy port” w Maczkach. Ale to nie konkurencja węgiersko-polska o tranzyt z Chin powinna nas niepokoić. 1 lutego Orban z Putinem ustalał zasady połączenia nowego terminala z „szerokotorowymi” liniami kolejowymi Rosji. Jeśli ktoś nie zna geografii, to informuję, że Węgry nie graniczą z Rosją; Fenyeslitke znajduje się na południe od słynnej przełęczy użhorodzkiej, wyznaczająca niegdyś szlak transportowy z Węgier do Galicji Wschodniej.

Historią można wiele awantur uzasadnić. Do 1918 r. Użhorod był stolicą Rusi Zakarpackiej, krainy od X w. przynależnej, wraz z sąsiednią Słowacją, do Królestwa Węgier. Pokój w Trianon, nieszczęśliwy dla Węgrów, włączył Rus Zakarpacką do nowego państwa – Czechosłowacji. W 1938 r. próbowano to utworzyć Ruś ukraińską; dzięki wsparciu Polski – terytorium to zostało ponownie przyłączone do Węgier. Przegrana niemieckiego sojusznika Węgier, zdecydowała o wcieleniu Rusi Karpackiej do „sowieckiej” Ukrainy. Współczesna świadomość narodowa Węgrów jest budowana na „kompleksie Trianon”; postrzega się go, jak – u nas – rozbiory Polski. Orban wielokrotnie deklarował, że nie opuści „w potrzebie” Węgrów za kordonem. Cóż z tego, że na Rusi Zakarpackiej jest Węgrów, nie więcej niż 7%, że ogół czuje się obywatelami Ukrainy... Pretensje historyczne mają większe znaczenie niż prawa miejscowych. W 2014 r., Rosja anektowała Krym, gdy trwały walki w Donbasie, gdy groziła wojna rosyjsko-ukraińska, Wiktor Orban poniósł publicznie owe pretensje do Zakarpacia. Rozmowa 1 lutego 2022 r. w Moskwie nie dotyczyła zwykłego biznesu, bo nie da się ponad głowami ukraińskiej administracji połączyć kolei węgierskich i rosyjskich. Była sygnałem, że gdyby do wojny doszło, gdyby pod naporem rosyjskich czołgów upadło państwo ukraińskie, to Węgry gotowe są uczestniczyć w jego rozbiorze, biorąc Zakarpacie.

Tak wygląda, europejska solidarność, najbliższego sojusznika rządu polskiego; polityków z którymi PiS chce współtworzyć antyunijną frakcję europejską. Bliska współpraca Orbana z Putinem, nie przeszkadza rządowi polskiemu sprzedać węgierskiej spółce MOL, kontrolowanej przez rosyjski kapitał, sieci stacji paliwowych, otwierając „na Wschód” nasz rynek. To już nie business as usual, ale wredny egoizm narodowy skarlałych ambicjonatów.

Słowa o koniecznej jedności Europy wobec zagrożenia ze strony Rosji Putina, są oczywiście słuszne. Ale nas, w „polskim ładzie”, jedno się mówi, drugie robi. Interes Ukrainy, tak jak i interes Polski, ustąpić musi przed interesem Partii i Jej Prezesa: oby żył długo, na swój koszt, i doczekał się tłustych dzieci.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa