Historie Jarosława Kapsy. Opowieść 28

CADYK Z NADRZECZNEJ - Rok 1933 r zaczął się burzliwie. Przed częstochowską siedzibą Gminy Żydowskiej, Aleja NMP 10, manifestował 4 stycznia tłum chasydów, interweniować musiała policja.

Przyczyną protestu była odmowa przyznania cadykowi Henochowi God Justmanowi tytułu podrabina i stosowanej do tego pensji. Przeciwko temu był prezes gminy Rozenberg i rabin Asz. Ostatecznie, ustępując przed  siłą protestu przyznano Justmanowi tytuł „wiernika religijnego” z pensją 5 tys zł rocznie[1].

Henoch God Justman, (1884-1942) urodził się w miejscowości Góra Kalwaria w rodzinie słynnego Cadyka Altera z Góry. Jego ojciec Izak Majer Justman, przeniósł się z Kalwarii do Pilicy, gdzie stał na czele wspólnoty chasydów. Stamtąd przed I wojną światową przybył do Częstochowy gdzie założył jesziwe, szkołę religijną. Aktywność Justmana doprowadziła do powstania w naszym mieście swoistego „królestwa chasydów”, z bożnicą przy ul. Nadrzecznej 36 i trzema dodatkowymi domami modlitw: ul. Nowy Targ 2, Aleja NMP 31 i Aleja NMP 6 [2]. Otoczony czcią wyznawców cadyk Justman zmarł w 1919 r, jego grób na cmentarzu przy ul. Złotej jest nadal dla pozostałości wspólnoty chasydzkiej miejscem kultu. Po śmierci ojca Henoch God stał się lokalnym  przywódcą chasydów. Gdy wybuchła wojna, z gronem wiernych ewakuował się na na wschód. Według legendy, dowiedziawszy się, że w bożnicy pozostały niechronione przedmioty kultu, wrócił by ratować symbole religijne. Padł ofiarą likwidacji getta we wrześniu 1942, wywieziony ze stacji „Warta”  zginął zamordowany przez Niemców w Treblince.



Chasydyzm, mistycyzm żydowski, zrodził się w końcu XVII w, w reakcji na dramat ludobójstwa dokonanego na ludności żydowskiej przez Kozaków w czasie powstania Chmielnickiego. Pierwszymi kaznodziejami i inspiratorami rozwoju nowego nurtu byli: Izrael ben Eliazar Baal Szem Towa ( BeSzT) i Dow-Ber z Międzyrzecza. Do grono wielkich Cadyków należał także Dawid z Lelowa Biederman ( 1746-1814). Mistycyzm chasydów wyrażał się w szczególnej afirmacji Boga, poprzez radość, taniec i śpiew. Przez ortodoksów  traktowani byli jako szkodliwa sekta, rozbijająca wspólnotę, prowadząca Naród Wybrany na manowce.
Wśród chasydów silny był kult cadyków,  widziano w nich wybrańców Boga, świętych, którzy nieomylnie prowadzili lud ku dobru. Kult ten nie znikał po śmierci, dlatego miejsca pochówku najsłynniejszych (Lelów, Leżajsk, Góra Kalwaria)są miejscami pielgrzymowania wyznawców. Cadyk mógł być wybrany wśród innych , zwykłych chasydów. Z czasem przyjmowano zasadę dziedziczenia, poszczególne środowiska wiązały się z rodzinami Cadyków: z Góry, z Leżajska, z Bobowej, z Radomska .
Justman pochodził z rodziny Alterów, cadyków z Góry. W Częstochowie, w okresie międzywojennym, byli także chasydzi związani z rodem radomszczańskim. Bożnicę na ul. Warszawskiej 22 miał rabin Kromołow Natan Chaim Rabinowicz, syn cadyka z Radomska.

Modlitwy chasydzkie prowadzili także wyznawcy związani z rodziną cadyka z Lelowa. Niewątpliwie najwięcej wyznawców w Częstochowie miała rodzina cadyków z Gór, prowadzona przez Justmanów. Wspierali ich materialnie znani przedsiębiorcy Jahezkiel Fiszl i Josef Dziubas ( fabryka mydła „Dziubas i Fiszel).



Chasydzi, wyróżniając się tradycyjnym strojem, kultywujący malownicze obrzędy, byli przez większość środowiska żydowskiego traktowani z otwartą niechęcią. Nawet w pismach żydowskich nie szczędzono im określeń: „beduini”, „arabowie”; postępowcy wskazywali na ich zacofanie i brak elementarnej higieny, syjoniści widzieli w nich przeciwników marzeń o powrocie do Erec Israel, ortodoksi – niebezpieczną sektę.  Nietolerancja nie była tylko cechą polskich narodowców. Nie należy się temu dziwić. Obraz chasydów w XX w był dość egzotyczny, a mistycyzm traktowano tak jak i my dziś postrzegamy różne quasi-religijne sekty. Dla ilustracji przeczytajmy teksty z „Nowin Codziennych”[3] polskojęzycznego pisma warszawskich Żydów.

Huczne wesele u rabina. Nowicy Codzienne 7.02.1937
Całe Nalewki żyją pd wrażeniem hucznego ślubu i weseliska, które się odbyło w osławionej sali tańca przy ul. Muranowskiej 34. Znany cadyk z Piaseczna, J. Szapiro, wydawał za mąż swoją 19-letnią córkę Jehudę za 20-letniego Eliokuma, syna rabina Icka Landaua z Zawiercia.

Ślub przedstawicieli dworów cadyckich ściągnął do Warszawy około 4000 chasydów. Wobec tego, że sala mogła pomieścić 1000 osób, wszyscy zaś przyjezdni chcieli wejść do wewnątrz, by zobaczyć, jak wygląda panna młoda, jaki jest pan młody i co robią cadyki, powstał więc nieopisany tłok. Nadworny marszałek cadyka Silberstein uruchomił milicję porządkową w liczbie 100 brodatych chasydów. Stanęli oni przy wszystkich oknach, wyjściach i wejściach, pilnując, by niepowołani nie dostali się na salę. Jednocześnie na Placu Muranowskim skoncentrowano kilka patroli policyjnych, które pilnowały porządku. Przed samą uroczystością ślubną rozpoczęły się tańce i zabawa. Przywieziona przez cadyków kapela odegrała stare tango „Czarne oczy", po czym zaczęła grać „Nie wrócisz". Zaprotestował na to jeden z cadyków, mówiąc, że nie wolno takiej piosenki grać przed ślubem, bo to zapeszy.

Zabawa trwała do godziny 1 w nocy. M.in. występował nadworny balet cadyka, złożony z 6 urodziwych panien. Odtańczyły one stare tańce pod żydowskie melodie ludowe. O godz. 11 wieczorem przybył pan młody ze świtą i wziął udział w zabawie. Dopiero o godz. 2 w nocy odbyła się uroczystość zaślubin pod baldachimem. Młoda para w otoczeniu kilkudziesięciu sędziwych starców z długimi brodami, w jedwabnych kapotach, ruszyła przez salę przy dźwiękach popularnego wśród chasydów „Marsza Astrachańskiego".

Po tej uroczystości odbyło się weselisko. Tysięczną rzeszę gości obsługiwało 35 kelnerów z okolicznych restauracji.
Kiedy się goście rozchodzili, powstał krzyk. Okazało się, że wiekowy cadyk-kabalista z Krymołowa [??? z Kromołowa] pod Zawierciem został okradziony. Nieznani bliżej goście weselni skradli cadykowi futro na bobrach, wartości 5000 zł, oraz lisią czapkę, odziedziczoną po prapradziadku i przedstawiającą obecnie muzealną wartość, ocenianą na 10 000 zł.



Otwocki taniec derwiszów. Nowiny Codzienne 13.06.1932
Otwocku działy się wczoraj rzeczy niezwykłe, jakich w tem uzdrowisku nigdy jeszcze nie oglądano. Z okazji żydowskich Zielonych świątek ( Szawuot/Szwues] zjechały tam tysiące fanatycznych Żydów, by złożyć hołd słynnemu cadykowi z Kozienic.

Trudno na razie ustalić, co działo się na dziedzińcu willi cadyka. Jak o tem pisaliśmy w swoim czasie, rebe jest wizjonerem, wpada często w ekstazę, tarza się po murawie, tańczy i wydaje nieartykułowane okrzyki. Prawdopodobnie zaszło coś takiego i wczoraj, gdyż około 30 osób z tłumu uległo szokowi nerwowemu. Starzy brodaci kupcy zaczęli skakać na wysokość pół metra i wyżej. Zaczęli fikać kozły po ziemi i tańczyć. O godzinie 2-giej po południu pobrnęli drogą z Otwocka do Wiązowny.

Na przestrzeni pięciu kilometrów działy się sceny godne zarejestrowania na taśmie dźwiękowej Paramountu. Ogarnięci szałem chasydzi tańczyli nie gorzej od Derwiszów tureckich. Tuż za nimi podążał tysięczny tłum, który rósł w miarę posuwania się po szosie. Koło Wiązowny chasydzi zaczęli rekwirować wozy i furmanki chłopskie, a w Teresinie dobili szybko targu i wynajęli samochód ciężarowy z napisem: „Woda sodowa i lemonjada"Na samochód ten wpakowało się pewnie z 50 osób, a na każdym wozie siedziało co najmniej po tuzinie.

Gdy niezwykły ten pochód, przypominający epokę masowych zachorowań psychicznych w średniowieczu, dotarł do Wiązowny, miejscowa policja postanowiła nie dopuścić do wkroczenia tłumu na teren miasteczka. Derwiszów skierowano szosą lubelską na Garwolin, częściowo zaś na Miłosnę. Samochód ciężarowy musiał zawrócić.

Niebywały harmider trwał do godziny piątej wieczór. Mniejsze grupy rozbitego pochodu wlokły się szosami i drogami, napełniając powietrze nerwowym krzykiem. Dalsze przygody „derwiszów" nie są znane, gdyż policja z Wiązowny po zamknięciu im wstępu do miasteczka, nie interesowała się więcej ich losem.



Dla zasymilowanych dziennikarzy „Nowin...” tego typu  zwyczaje były tym samym, co dla modernisty z Partii Palikota widok modlitwy wspólnoty Radia Maryja. Być może nawet czymś gorszym, bo zdaniem wielu zasymilowanych to tego typu „azjatyckość” rodziła nastroje antysemickie. Z tą tezą można jednak dyskutować; śmiertelne zagrożenie dla wszystkich Żydów, zrodziło się tam, gdzie nie była chasydów, gdzie zdecydowana większość Żydów była zasymilowana, nie różniąca się od cywilizowanych Niemców.

dla cz.info.pl Jarosław Kapsa

Przypisy:
[1] Goniec Częstochowski nr 5 5.01.1933 s 5
[2] Inf za  artykułem J. Mizgalskiego „Życie religijne częstochowskich Żydów” w „Z dziejów Żydów w Częstochowie” WSP 2002 s 96
[3] Za portalem www.varsche.org.pl