Z kontrabasem na plecach
- Published in Portrety z rozmową w tle

Adam Żuchowski - kontrabasista, aranżer i kompozytor w rozmowie z Dominiką Radkowską
Dominika Radkowska: Jesteś autorem muzyki do pieśni żydowskich wykonywanych przez Andre Hübnera-Ochodlo. Sam wykonawca oraz krytycy podkreślają Twoją uważność i szacunek dla słów, które ilustrujesz muzyką. Jesteś wielbicielem poezji?
Adam Żuchowski: Przez trzy lata uczęszczałem do liceum ogólnokształcącego, w tym trzeci rok do klasy humanistycznej. Pamiętam, jakie zażarte dyskusje prowadziliśmy. Uwielbiałem to rozbieranie wierszy na części pierwsze, odkrywanie drugiego dna. Potem przeniosłem się do liceum muzycznego i muzyka wygrywała przez wiele lat. Ponownie do poezji wróciłem dzięki Andre.
Tłumaczyliśmy setki wierszy wielkich poetów jidysz, tworząc kolejne programy. Muzykę do nich pisali wspaniali kompozytorzy, jak Ewa Kornecka, Marek Czerniewicz, Jerzy Satanowski. Dużo się od nich nauczyłem. W końcu sam zmierzyłem się z trzynastoma tekstami. Ważyłem nuty i sylaby przez półtora roku. Więc chyba można powiedzieć, że jestem wielbicielem poezji (śmiech).
Jak wyrażane w tej poezji emocje oddziałują na Ciebie?
Słowa, poezja to dla mnie kolory, barwy i odcienie. Podobnie muzyka. Dźwięki są kreskami, akordy i rytmika to barwy i odcienie. Poezja i muzyka są jak malarstwo! Oglądając obrazy mistrzów zrozumiałem, że – by oddać aurę np. świtania, gdzie dominuje pozornie jedna barwa – oni używają kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu. Ta złożoność daje z dystansu dopiero poczucie jedności. Pisząc muzykę do wierszy, przede wszystkim widzę. Widzę obrazy. Dopiero te przekładają się (bardziej lub mniej udanie) na nuty. Z nich tkam sieć, która jest złożona, ale z odległości, dystansu powinna być jednością. By to osiągnąć, potrzebuję przyjaciół – muzyków, których kocham. Zaufanie i wiara w to, że mój obraz można przefiltrować przez ich spojrzenia, daje mi siłę tworzenia. Jest jednym z motywów mojej pracy. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że pisząc nuty do słów, bierze się nieodwracalną, wieczną odpowiedzialność.
Dokąd wędrowała Twoja wyobraźnia przy komponowaniu muzyki do spektaklu „Weisman i Czerwona Twarz”?
To była podróż! Byłem na prerii, w Meksyku, Nowym Jorku, w szałasie, w klubie bluesowym. Wszędzie pieszo, co miało niemałe znaczenie. Z kontrabasem na plecach w zimną noc, z dalekiego parkingu do domu trzeba utrzymać równe tempo (tak około 120 uderzeń na minutę). Wtedy powstają najlepsze tematy.
Śledzisz to, co robią inni autorzy muzyki teatralnej?
W ogóle nie śledzę, co robią inni kompozytorzy. Jak już siedzę w teatrze, na koncercie, słucham radia czy płyty to daje znać o sobie choroba zawodowa – rozbieranie utworu na części składowe. Rzadko zdarza mi się odebrać coś w całości. Choć są wyjątki… jak Bach.
Od dziesięciu lat jesteś kierownikiem muzycznym Teatru Atelier w Sopocie. Czy już wcześniej tworzyłeś dla tej sceny? Jakie były początki tej pracy?
Zostałem kontrabasistą w zespole Andre jeszcze podczas studiów. To były niesamowite czasy. Graliśmy mnóstwo koncertów w całej Europie, a latem u nas w Atelier. Spędziliśmy w jednym busie tysiące godzin, dzieląc się swoimi wizjami muzyki i słowa. Myślę, że było nam to po prostu pisane – tworzyć razem.
W latach 60. i 70. Sopot zyskał miano „letniej stolicy Polski” – przybywali tutaj artyści, politycy, odbywały się ważne festiwale. Jak postrzegasz to miasto dziś, uczestnicząc w organizacji Spotkań z Kulturą Żydowską, Lata Teatralnego, konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej” – czy nadal jest ono magnesem dla wielbicieli sztuki?
Sopot ma wiele odsłon. Każdy może coś dla siebie znaleźć. Szczególnie latem. Co roku cieszę się na majowe telefony z pytaniami o nasz repertuar.
Poza tym, że od wielu lat budujesz muzyczną atmosferę spektakli, działasz też jako niezależny muzyk jazzowy z wieloma formacjami, tworząc różne projekty. W którym z nich jest najwięcej Ciebie?
Wszędzie, gdzie gram, jestem na 100 procent! Choć mój dziadek twierdzi, że jak coś jest do wszystkiego, to znaczy, że jest do d…y, to ja lubię być kameleonem – tu swingować, tam groović, gdzie indziej grać solo smyczkiem.
W 2010 roku Trio Piotra Mani, którego jesteś częścią, zdobyło Fryderyka w jazzowej kategorii Fonograficzny Debiut Roku za płytę „Pearl”. Brałeś udział w komponowaniu, aranżowaniu utworów, które na niej wykonujecie?
Trio jest dla mnie czymś idealnym. Żaden duet, kwartet itd. nie może stanąć w szranki z triem. Przepływ energii jest czysty i piękny. Jeśli w dodatku trio tworzą przyjaciele… to jest cudownie. Na „Pearl” jest jeden mój utwór: „Two Islands”, który – nota bene był głównym motywem pierwszego spektaklu teatralnego, do jakiego napisałem muzykę („Demony” Larsa Norena w Teatrze Narodowym w Brnie). A jej wykonawcami było przyszłe TrioMania plus Irek Wojtczak.
Co jest dla Ciebie odskocznią od tworzenia muzyki?
Kiedyś trenowałem pływanie, grałem w kosza. Dziś nie mam na to czasu, ale oglądam sport. Pasjonuje mnie Formuła 1, którą zaraziłem mojego sześcioletniego syna Wiktora. Rodzina jest moją pasją. Trzyletnia Zuzia towarzyszy mi przy zmienianiu strun w kontrabasie, podczas ćwiczenia i kontroluje, co napisałem nowego.
W jakie przedsięwzięcia twórcze aktualnie jesteś zaangażowany?
Ten rok zaczął się nagraniowo. Na etapie miksowania jest płyta z kwartetem Irka Wojtczaka i płyta Patrycji Goli. Jutro zaczynamy nagrania z kwintetem saksofonisty Darka Herbasza. W kwietniu nagrywam płytę z Joanną Knitter&Blues Folk Connection. Myślimy o kolejnej płycie TrioMania, kolejnej z Tomkiem Sowińskim i Collective Improvisation Group. Współpracuję z Mikołajem Trzaską, z którym nagrałem muzykę do filmu „Róża”, a teraz pracujemy nad starymi melodiami sefardyjskimi i nie tylko. Piszę muzykę do kolejnego spektaklu, który będzie miał premierę latem w Atelier pt.: „Superman nie żyje” z Martą Honzatko i Maćkiem Półtorakiem. To będzie coś! Już się cieszę!
Życzę powodzenia we wszystkich projektach.
W Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie muzyka Adama Żuchowskiego towarzyszyła spektaklom: „Plaża”, „Znikomość”, „Weisman i Czerwona Twarz”. Opracował też aranżacje muzyczne do sztuk: „Wilki”, „Do dna”.
dla cz.info.pl rozmawia Dominika Radkowska, foto: Piotr Dłubak