Nasze czyny mówią o tym, kim jesteśmy
- Published in Gość specjalny

Oto człowiek wyjątkowy. Facet o gołębim sercu i niezwykłym talencie. Jakub Kiedrzynek, malarz graffiti, którego uwielbiają dzieci. Z wzajemnością.
W jaki sposób odkryłeś w sobie pasję do malowania?
Już w przedszkolu rysowałem ulubione postaci z kreskówek. Można powiedzieć, że warsztat mam wieloletni! Od zawsze jarałem się graffiti, ale dopiero w gimnazjum stawiałem swoje pierwsze „murowane” kroki. Na mojej pierwszej ścianie na podwórku kamienicy, gdzie się wychowałem, namalowałem Goku z Dragon Balla.
Można gdzieś obejrzeć inne graffiti, które malowałeś jako pierwsze?
Moje pierwsze prace, które datować można na 2004 rok, już dawno zniknęły pod kolejnymi graffiti lub emulsjami z racji odnawianych ścian.
Po dziesięciu latach jesteś już chyba mistrzem...
Nieprawda, uczę się cały czas i nigdy nie będę mógł o sobie tak powiedzieć. Nie ma takiego momentu w życiu, kiedy człowiek potrafi coś w 100% i osiągnął szczyt samorozwoju. Moim warsztatem jest ulica, bo nie kończyłem żadnej szkoły plastycznej.
Gdzie szukałeś wizualnych inspiracji?
Wizualnie inspirowały mnie graffiti, jakie można było zobaczyć w naszym mieście w latach 90-tych.
A w życiu?
A w życiu inspirują mnie ludzie. Ludzie o dobrych sercach, ludzie z pasją, dzieciaki. Moją gwarancją szczęścia jest po pierwsze, otaczanie się osobami dobrymi i mądrymi, a po drugie, staranie się być takimi, jak Oni. A reszta zawsze się jakoś ułoży.
Nie można ukryć tego, że jesteś osobą niezwykłą. Według Ciebie, ważniejsza jest osobowość czy warsztat?
Nasze czyny mówią o tym, kim jesteśmy.
A Ty, kim jesteś?
Jestem osobą, która robi w życiu to, co kocha. Po pierwsze – nie szkodzić.
To Twoja recepta na lepsze jutro?
To mój cel. Trzeba korzystać z życia, które ma się jedno i nie można go marnować „nic-nie-robieniem”.
Jak wobec tego korzystasz ze swojego życia?
Zaczynałem od wolontariatu w świetlicy przy ul. Bardowskiego. Tam poznałem grupę dzieciaków, którym organizowałem treningi breakdance. To był sposób na ożywienie ciepłymi barwami ich szarej rzeczywistości. Zapraszałem znajomych b-boys, którzy prowadzili warsztaty dla dzieci. Tak powała grupa BLM2 CREW.
Skąd taka nazwa?
Jeden z podopiecznych zażartował kiedyś, że wielu ludzi pisze na ścianach „tu byłem”/ „tu byłam”, więc my powinniśmy pisać „BYLYMYTU”. Wtedy w głowie pojawił mi się rebus: BLM2, który czytany głoska po głosce, brzmi zupełnie inaczej. Inaczej, czyli tak, jak sobie wymyśliliśmy! Taką nazwę nadaliśmy naszej ekipie. Dziś żaden z chłopaków już nie tańczy ze względu na nowe obowiązki, zajęcia i zainteresowania, ale najważniejsze dla mnie, jako swoistego inicjatora przedsięwzięcia, że wyrastają na dobrych i mądrych ludzi. Szkółkę graffiti nazwałem na cześć pierwszych moich podopiecznych, przy których nauczyłem się tak wiele i dzięki Nim jestem tu, gdzie jestem. Wielka piątka, Chłopaki!
Jak to jest z takimi przedsięwzięciami, jak szkółka graffiti? Są trudne w realizacji?
Zaczynałem, nie mając żadnego zaplecza finansowego. Wiele zawdzięczam ludziom, którzy mnie zainspirowali, wspierali i pomagali.
Czyli komu?
Przede wszystkim organizacjom oraz świetlicom, gdzie mogłem nabierać doświadczenia w pracy z młodzieżą. Było to bardzo ważne, inaczej pewnie nie potrafiłbym tak efektywnie z nimi współdziałać. Na pewno mam dług wdzięczności u Adriana Szpankowskiego, który angażował mnie w działania sztabu WOŚPu. Z kolei Marcin „RAJU” Rajkowski udostępniał swoją salę, gdzie ruszyłem z pierwszymi zajęciami. Przyjaciele i rodzina także wspierali mnie z całych sił. Od zawsze inspirował mnie mój starszy brak, Tadeusz Kiedrzynek, który ostatnio współtworzył mural „Wieżą Babel”. Dziękóweczka wszystkim.
Ty sam możesz być inspiracją dla innych, zwłaszcza, że masz na swoim koncie wiele nagród.
Daj spokój! Tak na serio, nie ma dla mnie lepszej nagrody, wypłaty czy świadectwa uznania za działania niż słowa dzieciaka: „Fajnie że uczy nas Pan rysować/malować”, „Kiedy jeszcze Pan do nas przyjedzie” itd.
Czym jest dla Ciebie wolontariat?
Działania dla drugiej istoty z potrzeby serca.
W dzisiejszych czasach warto jeszcze kierować się sercem?
Zawsze warto.
Ostatnio ozdabiałeś świetlicę w szpitalu przy ul. Bony. Jaki jest Twój stosunek do dzieci?
Dzieci nigdy nie były i nie są mi obojętne. Potrzebują ogromnego ładunku troski, trzeba o nie dbać z całego serca. Mam na myśli głównie ich edukację i wychowanie, ponieważ to one niebawem będą dorosłymi obywatelami, odpowiedzialnymi za nasz kraj. Pokażmy im, jak być lepszymi ludźmi. Czy nie na tym też polegać powinien patriotyzm?
Ty też jesteś dorosłym obywatelem. Jaki jest Twój stosunek do Częstochowy, z której wiele osób emigruje, a jeszcze więcej tylko na nią narzeka?
Najczęściej narzekają Ci, którzy nic nie robią, żeby coś zmienić. Osobiście otaczam się ludźmi, którzy nieustannie dokładają wszelkich starań i przeistaczają fajne pomysły w rzeczywistość tylko po to, by w naszym mieście przyjemniej się żyło. Tutaj się urodziłem, wychowałem. Tu mam rodzinę i przyjaciół. Jak nie kochać takiego miejsca?
Co, wobec tego, pochłonęło najwięcej Twojego wysiłku?
Ze względu na to, że mam lęk wysokości, boję się pracować na rusztowaniach, a musiałem na nich spędzić trzy dni, kiedy malowałem „Supermana” na Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. Stefana Żeromskiego w Częstochowie.
Gdzie oprócz tej fasady malowałeś?
Wśród moich graffiti jest jeszcze „Puszcza Jodłowa” z tyłu Żeromskiego, „Skarbiec” na Zespole Szkół Ekonomicznych. Przyczyniłem się do ozdobienia sali tanecznej w Hip Hop Budzie w Opolu oraz Sali Zabaw w Kłobucku.
Gdzie najbardziej chciałbyś coś namalować?
Najbardziej? W Nowym Jorku, gdzie kultura Hip-hop sięga korzeni. Legendarną miejscówką było tam „5 POINTS”, które niestety odebrano grafficiarzom i zaplanowano w tym miejscu nowe inwestycje.
Dziękując Ci bardzo za rozmowę, życzę Ci spełnienia Twojego nowojorskiego marzenia, wielu pomysłów na nowe przedsięwzięcia oraz ogromu sił na ich realizację!
dla cz.info.pl rozmawiała Patrycja Wojtasik