Chłopcy Z Placu Broni

„Chciałbym, żeby nazwa zespołu kojarzyła się teraz ludziom z czymś dobrym, niosącym wiarę i nadzieję” mówi Franz Dreadhunter z zespołu Chłopcy Z Placu Broni.

Zaczęło się od kontrowersyjnego koncertu w szkole plastycznej w Krakowie zespołu Martwy Fiolet, podczas którego Franz obrzucał widzów serkiem homogenizowanym, a skończyło na Tilcie, Pudelsach, Bajmie i Chłopcach z Placu Broni. Oto Franz Dreadhunter muzyk, kompozytor i producent, z którym miałam przyjemność przeprowadzić rozmowę.

Gdy jest się małym dzieckiem czerpie się inspiracje z wszystkiego, co nas otacza. Wymieniłeś plakat Pink Floyd na Sex Pistols, więc jakiej muzyki słuchało się w Twoim domu?
W moim domu słuchało się muzyki klasycznej i jazzu, dlatego że matka miała wykształcenie muzyczne – grała na fortepianie, ukończyła szkołę baletową. Ogólnie w rodzinie się grało. Babka grała na fortepianie, dziadek na akordeonie.

Bas, reflektory i duża publika skupiająca się na dźwiękach muzyki. Dlaczego zdecydowałeś się na takie życie?
Były to czasy ciężkie i trudne w Polsce. Była nuda i brak perspektyw ciekawej pracy. Nie miałem nigdy aspiracji do zostania profesorem, czy doktorem. Kompletnie mnie to nie interesowało. Nie byłem obdarzony żadnymi talentami matematycznymi, nie rozpoznawałem ułamków, a na widok strzykawki mdlałem. Życie muzyka spodobało mi się od razu.

Czy myślałeś kiedyś o pisaniu teksów?
Nigdy się tym nie zajmowałem de facto. Podczas długiej współpracy z Pudelsami brałem udział w tworzeniu tekstów, ale był to zupełnie inny rodzaj literatury na zasadzie dobierania zdań, czy fraz.  Nie napisałem nigdy utworu w całości. Coś cały czas w głowie mi kołatało, ale nie mam ręki do pisania. Nie mam po prostu takiego daru. Tak mi się przynajmniej wydaje, poza tym nigdy tego nie próbowałem. Spróbowałem, wiadomo jako młody człowiek, ale nigdy mi się to nie udawało. Natomiast bardzo dobrze mi się współpracowało z ludźmi, którzy piszą teksty i potrafiłem dobrać do tego muzykę. To też jest taka historia, która otworzyła mi drogę na świat.

W filmie „Pan Kleks w kosmosie” zagrałeś rolę przybocznego księżnej. Wtedy, ostatecznie rozstałeś się z Bajmem. Czy nie myślałeś o zostaniu aktorem?
Wielokrotnie. Moja matka również o tym myślała i mówiąc szczerze mamy pewne aktorskie zdolności (śmiech). Jeśli chodzi o opowiadanie historii i wcielanie się w te osoby opowiadając te historie. Piękny nie jestem ani urodziwy, więc jakiegoś potwora mógłbym zagrać (śmiech).

Odpowiadasz za realizację klipów do płyty „Wolność Słowa”. Lubisz je tworzyć?
Lubię coś takiego jak kamera i zdjęcie. Zrobiłem mnóstwo w życiu zdjęć, jak tylko się da, to kręcę i być może coś z tego powstanie. A co do „Wolności Słowa”. Jestem z tego pokolenia, gdzie powstało MTV i siła przekazu audiowideo była bardzo duża. Teraz mamy troszeczkę inną sytuację, ale kiedyś klip coś znaczył. Można było coś w nim przekazać.

Stworzyłeś muzykę do filmów, czy seriali takich jak  choćby „Mamuśki”. Czy jest trudniej tworzyć pod dany temat?
„Mamuśki” to jest taki przypadek gdzie otrzymaliśmy propozycję jako Pudelsi. Koledzy napisali tekst, a ja to przeczytałem i stwierdziłem, że się nie nadaje i tyle. I to jest taki przypadek, w którym się włączam do napisania tekstu. To są zawsze ciekawe wyzwania. Trzeba jak gdyby do tego wszystkiego wkomponować, co nie zawsze dzieje się w przypadku komponowania płyty. Jak najbardziej fajnie się tworzy do seriali i filmów.

Punkowi Pudelsi, popowy Tilt czy Bajm. Łatwo się odnaleźć w różnych stylach muzycznych?
To jest moja dewiza, rzecz, której się trzymam. Nie potrafiłbym grać w zespole stricte rockowym czy metalowym, w którym gra się to samo. Oszalałbym po prostu. Muszą być wymieszane style, musi być możliwość grania różnych piosenek, o różnym charakterze. Zawsze mi na tym zależy.

Grasz od 1985 roku. Czy jest to w jakimś stopniu męczące? Czy poszukujesz jakiejś odskoczni od tego i czasami nie myśli o porzuceniu pracy muzyka?
Kompletnie nie jest to męczące. Sprawia mi to dużo satysfakcji, nie wyobrażam siebie w innym zawodzie, mimo że wyobraźnie mam. Nie chciałbym robić niczego innego, nawet jeśli wygrałbym duże pieniądze na loterii. W dalszym ciągu kierowałbym się w stronę muzyczną z tymi pieniędzmi.

Na muzyce świat się nie kończy, są również inne rzeczy. Czym się interesujesz poza muzyką?
Interesuje się fotografią, filmem i podróżami. Na tyle mi wystarcza czasu.

Jakiej muzyki słuchasz na co dzień?
Staram się słuchać wszystkiego. Nie mam kompletnie pamięci do nazw i tytułów płyt. Trudno mi wymienić artystę, którego słucham na co dzień. Dużo rzeczy ludzie mi wysyłają. Przeglądam wszystkie filmiki i wydaje mi się, że jestem na bieżąco.

Plany na najbliższą muzyczną przyszłość?
Na pewno koncert Chłopców Z Placu Broni, do którego się przygotowujemy, będzie on w Krakowie, w Nowej Hucie z okazji 70-lecia Nowej Huty. Zaprezentujemy na nim utwory, które Bogdan Łyszkiewicz napisał na fortepian kwartet smyczkowy. Koncert pochłania bardzo dużo czasu i jest podzielony na dwie części. Zajmuje się nim około 60 osób. Praktycznie wszystko, co się dzieje, dzieje się wokół tego. W przyszłym roku jest dwudziesta rocznica śmierci Bogusia Łyszkiewicza i mam nadzieję, że uda nam się zagrać w większych salach i filharmoniach. To są najbliższe plany. Oczywiście wciąż pojawiają się nowe koncepcje związane z moją przeprowadzką do Częstochowy, ponieważ poznałem dużo ciekawych osób, z którymi współpracuję i automatycznie rozbudza wyobraźnię i prowadzi do rzeczy, o których nie chciałbym mówić. Na razie najważniejszy jest ten koncert. Zapraszam na niego.

30 czerwca gracie koncert charytatywny w Częstochowie. Czy często zgłaszają się do was organizacje z prośbą o koncerty?
Zwracają się bardzo często. Bierzemy udział, ponieważ chciałbym żeby nazwa zespołu kojarzyła się teraz ludziom z czymś dobrym, niosącym wiarę i nadzieję. Impreza też jest dla mnie ważna, ponieważ moja matka jest ze Lwowa, więc jesteśmy jakoś związani z tymi terenami. Cieszę się, że możemy wziąć udział w tym koncercie. Kompletnie nie promujemy tym siebie i wspieramy finansowo. Dochód zostanie przekazany Polskim Dzieciom mieszkającym na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej. Zapraszam serdecznie do Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II.

dla cz.info.pl rozmawiała Sara Wojciechowska; foto: Kornel Orłowski